Złoto na spokojne jutro
Żyj tak, jakby jutra miało nie być. To hasło, z którym młodzi ludzie często się utożsamiają. Jutro jednak zawsze nadchodzi, a wraz z nim solidny ból głowy, uszczuplone finanse, no i zwykle silne postanowienie poprawy. Oczywiście tylko do następnego razu. Jak się okazuje, maksyma ta gubi nie tylko mało wprawionych imprezowiczów. Można pokusić się o stwierdzenie, że duża część indywidualnych inwestorów także zbyt głęboko wzięła sobie do serca to motto. Skąd taki pomysł i jak znaleźć wyjście z tej sytuacji?
Złudny hurraoptymizm
Jako homo oeconomicus zawsze dążymy do jak największego zysku. To w pełni zrozumiałe i słuszne. Dążenie to, zgodnie z teorią, powinno być jednak oparte na pełnej racjonalności. I tu często zaczynają się przysłowiowe schody. Pokusa pogoni za zbyt szybkim i łatwym zarobkiem często przysłania nam krytyczny ogląd sytuacji. Ryzyko to zwielokrotnia się, gdy działamy w warunkach „cieplarnianych”, za jakie bez wątpienia uznać można długotrwałą hossę i uspakajające informacje płynące z popularnych mediów. Skoro wczoraj było dobrze i dziś jest dobrze, to po co martwić się o jutro i snuć czarne scenariusze. Niestety wielu z nas wpada w tę pułapkę. Zbyt łatwo ulegamy finansowemu hurraoptymizmowi, inwestujemy w aktywa obarczone dużym ryzykiem i nie dostrzegamy niebezpieczeństw czających się tuż za rogiem. Co więcej, szybko wypieramy z pamięci negatywne wydarzenia. A przecież już to przerabialiśmy niespełna 10 lat temu.
Sytuacja kryzysowa
Krytyczny obserwator rynków finansowych odczuwa dziś niezwykle silne déjà vu. Podobnie jak miało to miejsce u progu poprzedniego kryzysu, znów mamy do czynienia ze złudną iluzją prosperity. Gospodarstwa domowe ponownie odczuwają zwiększoną moc nabywczą, problem bezrobocia zmalał do minimum. Utrzymujące się niskie stopy procentowe pobudzają skłonność do zadłużania się ponad miarę. A to właśnie nieodpowiedzialna polityka kredytowa w dużej mierze spiralę kryzysową napędziła. Warto przy tym zauważyć, że dług publiczny kryzysowej kolebki – USA, jest dziś dwukrotnie wyższy, niż w dniu upadku banku Lehman Brothers, przy czterokrotnie mniejszym wzroście PKB. Dlaczego wciąż ignorujemy niepokojące sygnały i nie martwimy się o jutro? Z pewnością duży wpływ ma na to postawa przedstawicieli ważnych instytucji świata finansów. Trudno nie wierzyć szefowej FED, Janet Yellen, przekonującej nas, że kryzysu za naszego życia się nie doczekamy. Mało kto pamięta, że podobnymi hasłami uspakajał rynki przed wybuchem kryzysu ówczesny szef Rezerwy Federalnej, Ben Bernanke. Dziś wiemy doskonale, jak dalece mijał się on z prawdą. I tu powinniśmy zadać sobie kolejne ważne pytanie – czy my na pewno gramy w tej samej drużynie i mamy zbieżne interesy? Coraz więcej ekspertów zwraca dziś uwagę, że to właśnie banki centralne w dużej mierze do poprzednich kryzysów się przyczyniły.
Bezpieczne inwestowanie
Nikt nie lubi popełniać błędów i tracić ciężko wypracowanych oszczędności. Błędy mają jednak tę wyjątkową cechę, że mogą nas naprawdę wiele nauczyć. Trzeba jednak rozłożyć je na czynniki, przeanalizować i wyciągnąć odpowiednie wnioski. I tak dochodzimy do silnego postanowienia poprawy – drugi raz nie damy się porwać zbyt optymistycznym nastrojom i podejdziemy do naszych finansów odpowiedzialnie. Musimy pamiętać, że gospodarka światowa jest zbyt skomplikowaną strukturą, by móc wszystko przewidzieć i skrzętnie wyliczyć. Racjonalny inwestor powinien być więc przygotowany na każdą sytuację. Z pomocą przychodzi tu właściwa dywersyfikacja portfela, ze stałym zaangażowaniem w bezpieczne aktywa, zwłaszcza złoto inwestycyjne, utrzymującym się na poziomie ok. 30%. W momencie wybuchu kryzysu to właśnie ta część portfela zachowuje swoją wartość i ratuje nas przed utratą wszystkich oszczędności. Biorąc pod uwagę skalę rozwoju rynków finansowych, z jaką mamy do czynienia na przestrzeni ostatniej dekady, możemy być pewni, że zapominanie o jutrze może nas dziś kosztować znacznie więcej, niż dawniej. Dlatego już dziś warto pomyśleć o zbudowaniu własnej rezerwy bezpieczeństwa w postaci złota inwestycyjnego.