Początek końca rekordowej hossy
Jesteśmy dziś świadkami sytuacji, jaka nie miała jeszcze miejsca za naszego życia. Jak zauważa Goldman Sachs, utrzymująca się niska inflacja i prawie dziewięcioletni już maraton wzrostowy, wywindowały średnie wyceny akcji i obligacji do poziomów nienotowanych na rynkach od przeszło 100 lat. Hossa panuje niemal na wszystkim, a kapitalizacja światowego rynku akcji w imponującym tempie zmierza do 100 bilionów dolarów. Eksperci dalecy są jednak od entuzjazmu. Przed nami bez wątpienia ciężkie czasy dla inwestorów. Czy czeka nas powtórka z 1929 roku?
Silnie przewartościowany rynek
Przyglądając się publikowanemu przez Bloomberga, wykresowi łącznej światowej kapitalizacji spółek, można nabawić się ostatnimi czasy solidnych zawrotów głowy. Globalna wartość spółek, już w połowie roku plasowała się na wyjątkowo wysokim poziomie 74 bilionów dolarów. W przeciągu niespełna 6 miesięcy poszybowała jednak w górę aż o 25% (!), osiągając pod koniec listopada zawrotną sumę 93 bilionów dolarów. Co więcej, na przestrzeni ostatnich byczych lat, wraz z rynkiem akcji równolegle rosła również wycena instrumentów dłużnych, co nie jest w długim okresie zjawiskiem częstym. Z podobną sytuacją i tak gwałtownymi wzrostami mieliśmy do czynienia jedynie w przededniu Wielkiego Kryzysu. I tu powinna nam się zapalić ostrzegawcza lampka. Powinna, ale jak pokazuje rynek, inwestorzy nadal tłumnie lokują swój kapitał w ryzykowne i mocno przewartościowane aktywa, nie dopuszczając do myśli racjonalnych argumentów. Jak trafnie przestrzega Christian Mueller-Glissmann, strateg Goldman Sachs, wszystko, co dobre, musi się skończyć. Trzeba zdać sobie również sprawę, że upadek z tak stromej i wysokiej góry może być niezwykle bolesny, a dla niektórych wręcz śmiertelny.
Szybki ból czy powolne boleści
Co nas czeka w najbliższej przyszłości? Wszelkie sygnały rynkowe wskazują na rychły koniec rekordowej hossy. Według różnych ekspertów, koniec ten będzie się wiązał z mniej lub bardziej gwałtownymi wydarzeniami rynkowymi. Bank Goldman Sachs przedstawił w swoim niedawnym dokumencie dwa rozważane scenariusze – oba zdecydowanie bolesne dla inwestorów. Pierwszy z nich, zakłada stopniowy szok rynkowy o umiarkowanej zmienności. U podstaw tego scenariusza leży przekonanie, że zapowiadane, znaczne ograniczenie uprawianej przez banki centralne polityki luzowania ilościowego, naturalnie popchnie inwestorów w stronę papierów dłużnych o dalekim horyzoncie czasowym. Towarzyszące temu powolne spadki cen akcji i podnosząca się rentowność cen obligacji stworzy tym samym klimat podobny do lat ‘60 XX wieku. Drugi wariant, nazwany przez autorów „szybkim bólem” przewiduje ujemny szok wzrostowy, bądź szok wzrostowy połączony z gwałtownym i niekontrolowanym wzrostem inflacji, skutkującej błyskawiczną przeceną obligacji i znacznym spadkiem wartości spółek. W kolejnym kroku zaś wielką wyprzedażą na rynku akcji.
Złoty bufor bezpieczeństwa
Historyczna, pod wieloma względami, hossa niewątpliwie zbliża się do końca. Jak gwałtowny będzie to koniec, niebawem się przekonamy. Funkcjonując dziś w tak mocno ryzykownym otoczeniu musimy szczególnie zadbać o własny bufor bezpieczeństwa, zwłaszcza, jeśli nadal go nie posiadamy. Pamiętajmy, że rozsądny inwestor nie angażuje nigdy swojego kapitału w wyraźnie przewartościowane aktywa. To jak stąpanie po niezwykle kruchym lodzie i proszenie się o wypadek. Najlepszym rozwiązaniem w obliczu nadchodzącego spowolnienia, przebiegającego według mniej lub bardziej bolesnego scenariusza, jest dywersyfikacja portfela i zabezpieczenie minimum 20-30% majątku złotem inwestycyjnym. Wycena tego szlachetnego kruszcu działa bowiem w przeciwnym kierunku do sił rynkowych. Obecnie niedowartościowane złoto, zacznie wyraźnie umacniać się wraz z postępującą na rynku bessą. Złoto inwestycyjne to idealna polisa na wypadek rynkowych spadków, które niebawem nastąpią.
Agata Ziąbska
Powiernik S.A.
www.powiernik.net